Dodaj aktualność

Logowanie

					
załóż konto | przypomnienie hasla

Mapa Orla

Aktualności

Polskie gazowe eldorado... 20 km od Orla

powrót

Lubocino, niewielka wieś w Gminie Krokowa, za sprawą gazu łupkowego głośno o niej w całej Polsce. Polecamy artykuł Gazety Wyborczej z 20 maja 2013 pt.: Jak gaz łupkowy zmienia pomorskie Lubocino

http://orlekaszuby.pl/images/C3B8P5C2z030U1c3S780g09703M3a3m4.jpg?

Historia wydobycia gazu łupkowego w Polsce zaczyna się tam, gdzie kończy się asfalt w Lubocinie. Asfalt położyło Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, gdy jego ciężarówki zamieniły szosę w betonowe rumowisko. Nowy trakt kończy się jak ucięty nożem dokładnie na wysokości odwiertu. Dalej wiedzie polna droga, tak jak przed odkryciem gazu.

Dojedziesz nią do Tyłowa. Ale po co tam jechać? Lepiej skręcić w pole, gdzie za rzepakiem widać plac z betonowych płyt - zaczątki polskiego gazowego eldorado. Tak przynajmniej wynikało ze słów premiera Donalda Tuska. Tu właśnie, na górce w Lubocinie, z czarnym łupkiem w dłoni ogłosił we wrześniu 2011 roku, że mamy 5-6 bilionów metrów sześciennych gazu, co zapewni nam bezpieczeństwo energetyczne na około 300 lat.

Jest wiosna roku 2013. Wokół soczysta zieleń. 15 km do morza. W oddali 35 zabudowań, 172 osoby, 22 numery. Poza mną i kotem wygrzewającym się pod krzakiem leszczyny nikt nawet nie obserwuje odwiertu.

Jak na eldorado plac jest zadziwiająco pusty. Kilka baraków, w tym jeden firmy ochroniarskiej. Nieogrodzony teren, każdy może wejść, jeśli się nie przestraszy tabliczki z zakazem. Po betonowych płytach niespiesznie chodzi nie więcej nic sześciu ludzi. Nie chcą rozmawiać. O tym, że jest tu gaz, świadczy płomień wydobywający się z rury wbitej w ziemię, którą miejscowi nazywają "świecą", a fachowcy flarą, i zakaz palenia papierosów. Jest jeszcze urządzenie, które coś bez przerwy pompuje, podobne do pomp z pól naftowych Kalifornii czy Kuwejtu. Jak się później dowiem, to żerdziowa pompa wgłębna. Wypompowuje płyny i węglowodory.

http://orlekaszuby.pl/images/P809O2i1T0I0D1l3h7F0w0r77089D5x4.jpg?

Gotowanie na łupkach

Sołtys Józef Bradtke twierdzi, że jeszcze dwa lata temu ludzie nie wiedzieli, czy ten gaz nie zatruje wsi, ale dziś nikt w to nie wierzy, choć wciąż są straszeni.

- W marcu zadzwonił jakiś facet. Nie przedstawił się. Mówił, że zgodziliśmy się na zatruwanie wsi, że wszystko zginie, zanieczyści się. Zacząłem z nim dyskusję, że to bzdury i żeby się przedstawił, to się rozłączył. Potem jeszcze takie telefony były podobno do gminy. Wójt poradził, by się nie przejmować. Na każdym zebraniu ktoś mówi o truciu, ale u nas odwiert nic nie zatruł. To musi konkurencja ich podpuszczać. Wody gruntowe są 200 m pod ziemią, a oni wiercą ponad 4 km - przekonuje.

Sołtys wlewa wodę na kawę do czajnika i stawia na gazie. Na razie z butli, ale zapewnia, że jak zacznie się wydobycie, to cała wieś będzie gotować na łupkach. Przypomniało mi to scenę z filmu dokumentalnego "GasLand" Josha Foxa. Widzimy w nim, jak Mike Markham z Weld, gdzie wydobywa się gaz łupkowy, podpala wodę z kranu. Strumień bucha wielkim płomieniem. To samo zjawisko występuje u jego sąsiadów.

Josh Fox postanowił nakręcić "GasLand", gdy dostał list z firmy wydobywającej gaz z ofertą 100 tys. dolarów za sprzedaż swego domu leżącego na terenach wydobywczych w stanie Pensylwania obok czystego strumienia wpływającego do rzeki Delaware. Oprócz płonącej kranówki widzimy chorych mieszkańców w rejonie wydobycia gazu w Kolorado, Luizjanie czy Teksasie, poznajemy skład chemikaliów używanych do szczelinowania hydraulicznego, pustynny krajobraz wokół odwiertów przy parkach narodowych, słyszymy opinie ekologów, geologów, urzędników, ekspertów. Pokazane są kulisy zmiany ustawy o wodach gruntowych w USA, za którymi miało stać lobby przemysłowe organizowane przez Dicka Cheneya, wiceprezydenta USA za czasów George'a Busha, a przedtem dyrektora generalnego koncernu naftowego Halliburton. Ekipa ujawnia też, że raport rządowej agencji ochrony środowiska EPA, który nie odnotowuje żadnych zanieczyszczeń przy wydobyciu gazu łupkowego, został sfałszowany, bo pięciu na siedmiu ekspertów prowadzi interesy z gazownikami.

"GasLand" nie pozostawia złudzeń, że szczelinowanie hydrauliczne i wydobycie gazu łupkowego zawsze niszczą przyrodę i zdrowie ludzi. Stawia też tezę, że koncerny wydobywcze w USA odwiertami mogą zatruć naturalne zasoby wodne dla około 9 mln ludzi, w tym mieszkańców Nowego Jorku. W 2010 r. "GasLand" zostaje nominowany do Oscara, zdobywa nagrody na festiwalach, pokazują go telewizje i kina na całym świecie, także w Polsce. Josh Fox staje się bohaterem walki z korporacjami trującymi środowisko, widuje się go w towarzystwie proekologicznych celebrytów: Yoko Ono czy Susan Sarandon.

Manipulacja Foxa

Niestety, wszystko zepsuli Irlandczycy Phelim McAleer, Ann McElhinney oraz Polka Magdalena Segieda, którzy nakręcili inny dokument - "FrackNation". Wynika z niego, że płonąca woda z kranu pokazana w "GasLandzie" rzeczywiście się pali, tyle że zjawisko to występuje w tym rejonie od... 1669 r., o czym przyjezdni mogą dowiedzieć się ze specjalnie umieszczanych przy wodociągach tabliczek. Fox ukrył w filmie tę informację. Do tego kazał prawnikom zablokować na YouTubie film, w którym Phelim McAleer przypiera Foxa do ściany, obnażając publicznie te manipulacje na konferencji na temat filmu.

Twórcy "FrackNation" krytykują też mocarstwową politykę energetyczną Rosji, która zrobi wszystko, by gaz łupkowy nie był wydobywany, obawiając się uwolnienia Polski i innych krajów Europy od Gazpromu. W filmie mówi o tym brytyjski dziennikarz James Delingpole. W interesie Rosji jest też finansowanie grup obrońców środowiska, które prowadzą kampanię przeciw szczelinowaniu hydraulicznemu. W sprawie ochrony środowiska w USA wypowiada się sam Władimir Putin. Krytyka Rosji sprawiła nawet, że w marcu organizatorzy konferencji w Waszyngtonie pod patronatem Międzynarodowego Funduszu Walutowego i uniwersytetu w Oksfordzie próbowali ocenzurować pokaz fragmentów "FrackNation". Phelim McAleer wycofał film z konferencji.

Twórcy obu dokumentów oskarżają się wzajemnie. "GasLand" ma być nakręcony na zlecenie Gazpromu, a "FrackNation" - na zlecenie korporacji wydobywających gaz łupkowy.

Tu nie żaden Kuwejt

Sołtys Lubocina nie wierzy w zanieczyszczenie z powodu wydobycia, mówi, że pewne jest tylko, że gaz łupkowy to duże pieniądze tych, co chcą go sprzedawać, ale i tych, co są przeciwni.

- Ci z PGNiG są łagodni. Chcą tu gaz łupkowy wydobywać i dobrze żyć z ludźmi. 2 km drogi od nas do Karlikowa zbudowali. Przedtem była dziura na dziurze, budowało ją jeszcze kółko rolnicze - mówi sołtys.

Ludzie we wsi już od 2010 r. mają do czynienia z gazem łupkowym. Wtedy na pola wjechały duże samochody geologów, które szukały złóż na polach Lubocina, Karlikowa i innych.

- Tak wibrowały, że wszystko się wokół trzęsło. Za poniszczone uprawy płacili odszkodowania, można się było dogadać. Za to, jak popękały ściany niektórych domów, to musieliśmy z nimi się wykłócać. Chaty mają po 150 lat. Chcieli dać tylko po 300 zł, a to za mało na remont. Wyrzuciłem ich, to zgodzili się dać tysiąc złotych. Ten gaz to duża kasa, tylko trzeba ostro z nimi - wspomina gospodarz, którego spotykam na drodze przy odwiercie.

Nowa asfaltowa droga biegnie przy remizie Ochotniczej Straży Pożarnej. Tam wielki napis, że do nowego wozu strażackiego dołożyło się PGNiG.

- Nowoczesny, piękny, za wiele tysięcy. Ale PGNiG dało też pieniądze na remont czterech klas naszej szkoły podstawowej i wyposażyło je multimedialnie. W sierpniu to u nas odbyły się dożynki gminy Krokowa i głównym sponsorem też było PGNiG. Wystąpiła Urszula, było wiele imprez i konkursy wiedzy o gazie łupkowym z atrakcyjnymi nagrodami - opowiada sołtys.

Razem z wójtem gminy Krokowa sołtys powtarza to też na zebraniach w innych wsiach Pomorza, gdzie przygotowywane są odwierty. Jeżdżą tam razem z ludźmi z PGNiG i przekonują, że gaz łupkowy nie truje.

- Ostatnio też byliśmy w Borczu koło Kartuz. Była jedna radna bardzo przeciwna wydobyciu, nikomu nie dawał dojść do słowa. Ale ludzie częściej niż o trucie, pytają, co będą z tego mieli. No to im mówię, co ma Lubocino, a ma niemało - opowiada sołtys.

Spotkani ludzie we wsi nie są rozmowni. Najczęściej słyszę:

- Ja nic nie wiem, nie ma o czym gadać, przecież na razie ten gaz niby jest, ale go nie sprzedają.

Dopiero gdy zostaję sam na sam z jednym z mieszkańców, koło sklepu spożywczego słyszę:

- Przy innych nie ma co gadać, bo tu się wszyscy znają. Sołtys to chyba jest kupiony przez tych gazowników. Droga we wsi nowa - tak, ale ile czasu te ciężarówki do odwiertu z rurami ją rozwalały. Ile musieliśmy się naprosić, grozić, że szlaban postawimy. Dali kasę na szkołę, ale to chyba państwo powinno dać, czy nie? Sołtys i wójt jak małpy po wsiach jeżdżą z PGNiG i reklamują ten gaz. A skąd oni to mogą wiedzieć, czy to groźne, jak na razie nic tam nie wydobywają? Tu nie żaden Kuwejt. Na razie tylko na tym gazie to Piotrek Dampc skorzystał, bo u niego na polu go znaleźli. No i chyba siostra jego pracowała w stołówce, jak przygotowywali odwiert, bo wtedy tam było z 30 chłopa. Teraz zostało z pięć osób. I tyle z tego wieś miała, reszta to reklama - mówi anonimowo.

Sołtys śmieje się z tych zarzutów. - Sam mówię ludziom, że na wiosnę mam wielbłąda dostać.

Szejk Piotr Dampc

Piotr Dampc ma koło 30 lat. Ludzie we wsi mówią, że jest w czepku urodzony. Na krótko przed odkryciem gazu ojciec na niego gospodarstwo przepisał. Dampc nie żyje tylko z rolnictwa, pracuje też w jednej z firm.

Gospodarstwo leży może z 200 m od odwiertu, ale z podwórza nie widać nawet flary. Widać za to nowy brązowy płot i świeżą żółtą elewację domu.

- Nie wiem, czy nazywają mnie szejkiem. Aż takie to nie były pieniądze, żeby przestać pracować, ale dom wyremontowałem, trzy hektary ziemi lepszej klasy kupiłem i jeszcze zostało. Najpierw PGNiG chciało wydzierżawić 2,5 ha, potem jeszcze kawałek, a potem kupili 5 ha. U innych dzierżawią, tu kupili, to może złoże jest bogate - mówi.

Za ile, Dampc nie może powiedzieć, bo podpisał, że to tajemnica, ale zdradza, że tak twardo negocjował, że aż musiał wynająć adwokata.

Ziemi nie było mu żal, bo była słabej, piątej klasy. O "GasLandzie" słyszał. Uważa, że to propaganda konkurencyjnych firm. U niego w kranie woda się nie pali i nie wierzy, że się zapali. Nie przeszkadza mu, że dom jest blisko odwiertu. Przyjeżdżają do niego ludzie z Polski, od których firmy chcą kupić albo wydzierżawić ziemię na odwierty. Radzą się, pytają o cenę, ale Piotr Dampc jej nie zdradza.

http://orlekaszuby.pl/images/21n5f5z2b0B0t1T3o7J0W0A7V1Z453v0.jpg?

Polski GasLand

"GasLand" kończy się komentarzem Josha Foxa: "Nie widzę szybkiego zakończenia tej historii. Możliwe, że Gasland rozszerzy się dalej z mojego ogródka na wasz". Zapowiedział, że planuje drugą część.

Pierwsze ujęcie jakoś może by mu się w Lubocinie udało: premier Donald Tusk na górce, archiwalny materiał z 2011 r. Premier mówi w nim, że gaz łupkowy, będzie można stąd wydobywać już w 2014 r. Drugie ujęcie: sołtys Józef Bradtke mówi, że też w to wierzy. Ale potem zaczynają się problemy, bo firma wydobywająca gaz PGNiG zaprzecza.

- Przewidywany, możliwy termin rozpoczęcia wydobycia przez naszą firmę gazu z rejonu Lubocina to koniec 2015 r. Aktualnie odwiert Lubocino 2H znajduje się w fazie testów. Odwiert Lubocino+1 i Lubocino 2H znajdują się na najbardziej perspektywicznej koncesji należącej do PGNiG. Trudno ocenić w tej chwili, czy będzie to pierwsze miejsce w Polsce, gdzie wydobywany będzie gaz z łupków. Mamy nadzieję, że tak się stanie - mówi Rafał Pazura z zespołu prasowego PGNiG SA.

Ekipa filmowa "GasLand II" byłaby w jeszcze większej konsternacji, słysząc, jak 8 maja dwa koncerny poszukujące gazu łupkowego w Polsce ogłaszają, że się wycofują. To kanadyjski Talisman i amerykański Marathon Oil. Wcześniej zrobił to już ExxonMobil. Paweł Pudłowski, dyrektor w Marathonie, wyjaśnia mediom, że spółka nie znalazła pokładów gazu nadających się do komercyjnej eksploatacji. Eksperci nie są już tak pewni, czy rzeczywiście Polska to takie gazowe eldorado. Być może złoża nie są aż tak bogate, jak się spodziewano. Do przedstawiciel firmy Talisman, a nawet PGNiG mówi, że tego branża wydobywcza narzeka na brak odpowiednich przepisów, które od dwóch lat wciąż są przygotowywane.

Josh Fox musiałby zrezygnować ze zdjęć w Polsce, bo przecież nie zakończy filmu słowami Piotra Dampca: - Jakby jeszcze chcieli ode mnie ziemię kupić, tobym się nie zastanawiał ani chwili. Ta ziemia przez lata tyle by nie zarobiła, ile zapłacili ci z PGNiG. Nie wiadomo, ile tego gazu jest i czy w ogóle go będę wydobywać, ale przecież droga we wsi zostanie na zawsze. Nowy wóz strażacki też.

To już zupełnie inne kino.

źrodło: Gazeta Wybiorcza / Marek Górlikowski, 01 czerwca 2013

Zdjęcia

powrót

Komentarze